Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/60

Ta strona została przepisana.
—   52   —

niając się. Gdy już był u kresu mety, silnie sparował sztych i momentalnie sam przeszedł do natarcia. Furknęła szpada Stiepanowa, oplątana niezmiernie szybkim wężowym ruchem klingi Beniowskiego, wyleciała w powietrze i padła o dwa kroki na śnieg. Beniowski cofnął się, nadepnął ostrze nogą i swoją szpadę opuścił.
Lecz w tejże chwili huknął strzał i widzowie z okrzykiem trwogi i zgrozy przychylili się ku ziemi. Stiepanow stał z dymiącym się pistoletem w prawym ręku, a lewą z drugim pistoletem podnosił znowu ku zbroczonemu krwią Beniowskiemu. Strzał jednak spalił na panewce.
Sekundanci schwycili szaleńca i powalili go na ziemię, reszta rozjuszonych wygnańców wpadła nań kupą. Musiał Beniowski poniechać tamowania krwi ze zranionego ramienia, aby nieszczęśnika bronić. Związanego oddano pod straż Panowa; poczem wszyscy niezmiernie wzburzeni wracali gromadkami do wioski.
Beniowski musiał śpieszyć na zwykle zajęcie do gubernatora, gdzie miał pozostać na obiedzie; zakończenie więc sprawy zostało odłożone do wieczora.
W czasie obiadu wesoła, przydrwiąca rozmowa obracała się dokoła projektów setnika Czernych, dokoła możliwości zdobycia Kalifornji i prawdopodobieństwa zagarnięcia trzech gubernij przyległych sobie pod władzę zacnego triumwiratu.
— Juścić, że w tych warunkach zgadzam się