Ta strona została przepisana.
— 54 —
Zmieszał się mocno Beniowski i umknął jej oczu:
— To żadną miarą być nie może, gdyż i względem wygnańców zaciągnąłem zobowiązania, których naruszenie odrazu zniweczy me wpływy... A bez tych wpływów nic się nie uda!
Długo dowodził, zanim przekonał gorącą niewiastę. Gdy już wychodził, w ciemnym korytarzu rzuciła mu się na szyję ukryta w ciemnościach Nastazja i, tuląc zapłakaną twarz do jego piersi wyrzucała mu tkliwie:
— Nie śpieszno ci do mnie, ukochany, nie śpieszno!
Nadaremno próbował oderwać jej ręce, przyciskała się doń coraz mocniej, aż po krótkim oporze Beniowski sam ją nagle do siebie przygarnął, przechylił wtył i utonął gorącemi ustami w jej pokornych ustach.