Z konieczności musiał Beniowski przebiec oczami pierwsze stronice.
„Jako oddzielone od lądu burzliwemi wodami oceanu wyspy Aleut w nieznanych mgłach... A bogactwa ich są niezliczone i niewiadome, a składają się z futer morskiego i lądowego zwierza, z drogich kamieni Sezamu, a może nawet i złota amerykańskiego... Zamieszkują zaś je ludy dziwne i nikomu niepodwładne, przebywające równo chętnie na ziemi, jak w wodzie...“
— Trzeba będzie jednak trochę tam zmienić!... — bąknął Beniowski, składając papiery.
— Poco?... Aha, rozumiem; tu i owdzie jaką literę albo znak pisarski, bo ja, he, he, istotnie żołnierz jestem, w tych drobiazgach, niezupełnie pewny! He, he!...
— Nietylko! Trzeba będzie trochę i treść...
Setnik wydął usta.
— Czyż ty, Beniowski, sądzisz, że w kilka miesięcy zdążyłeś lepiej poznać kraj, niż ja, który tu jestem od lat kilkunastu!... Mylisz się... Nie zgodzę się na żadne zmiany!... Co, naprzykład, według twego zdania należałoby?... Co, naprzykład?...
— Naprzykład o tych... ziemno-wodnych ludziach!...
— Domyślałem się... A jeżeli przedstawię ci świadków, którzy na własne oczy widzieli...
— Ale pan sam ich nie widział?
— Cóż z tego!... Chociaż byłeś w rozmaitych
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/76
Ta strona została przepisana.
— 68 —