Wyznał mi już bez ogródki swoją miłość i nalegał usilnie, iżbym go za swego obrała małżonka... Czy tego pan chciał?...
Beniowski spojrzał na nią dziwnym wzrokiem:
— Możeby to... było... najlepiej!...
Szarpnęła się i pobladła.
— Niedobry!...
Ujął ją pieszczotliwie za rękę.
— Cóż pani mu odpowiedziała?...
— Odpowiedziałam, iż mało miałam okazji do poznania go, że zatem nie mogę tak nagle przyjąć jego propozycji; że choć nic nie mam przeciw jego osobie, nie czuję jednak również nic okrom przyjaźni... Wskazałam mu ponadto na trudności ze strony rodziców, którzy sprzeciwią się pewnie widokom człowieka, który przez stan swój wygnańca żadnej nie może posiadać własności, ani urzędu... Uprzątnąć więc mu przedewszystkiem tę zawadę radziłam!
Beniowski zrobił bezwiednie niespokojny ruch.
— ...Nareszcie dodałam, że pan cieszy się zupełnem zaufaniem ojca i że nie widzę skuteczniejszego środka usunięcia trudności nad pana pomoc... Radziłam mu więc, aby nie opuszczał żadnej okazji pozyskania szczerej i prawdziwej pana przyjaźni... Cóż, dobrze?...
Beniowski przez dłuższą chwilę nie podnosił opuszczonej głowy.
— Zapewne!... Nic lepszego nie można było
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/82
Ta strona została przepisana.
— 74 —