ruska, lecz niema w niej przytułku i ukrycia dla prostego człeka, dla biedaka... Dlatego umyśliliśmy opuścić ją, uciec za morze sine, do Alaksy albo na Białe Wody, albo do innego państwa, gdzie, powiadają, ludzie równi są sobie i wolni... Ale drogi nie znamy i sposobu nie posiadamy, więc błagamy cię, o panie, abyś wziął nas pod swą mocną i światłą opiekę, przyjął do drużyny, którą za morza wyprowadzić zamierzasz, a będziem ci służyć jako wierne psy, nie żałując sił naszych, mienia i nawet życia.
Tu Iwaśkin upadł na kolana i wyciągnął ręce do Beniowskiego, a za nim przyklęknęli i dwaj jego towarzysze powtarzając:
— Będziem, o panie, ci służyć wiernie, jako psy, nie żałując sił, mienia i życia!... Na co przysięgamy!...
Cofnął się Beniowski i potrząsnął głową.
— Wstańcie! Przedewszystkiem... nie jestem ja żadnym panem, a takim jak i wy do niedawna wygnańcem, dziś wolnym, jutro niewolnikiem... I mylicie się, sądząc, iżbym mógł dla was więcej uczynić, jak dla siebie.
Iwaśkin zwrócił głowę ku drzwiom i nadstawił uszu.
— Idzie ktoś!... — zawołał, zrywając się. — Idzie ktoś!...
— To nic!... Tu niema żadnych sekretów... — uspakajał spłoszonych Beniowski.
Zastukano trzykroć.
— Proszę wejść!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/91
Ta strona została przepisana.
— 83 —