wyciągnął właśnie swe pałeczki[1] po nowy kęs strawy. Chłopak spostrzegł to, zmieszał się i jadło upadło na stół.
— Potrzebujesz, widzę, osobnego talerza, jak Anglik! — roześmiał się Juań.
I-bo i Chen-juj odpowiedzieli na tę uwagę wesołą wrzawą. I-bo począł pośpiesznie opowiadać, co słyszał w młynie. Cudzoziemskie dyabły wypuściły na ziemię żelaznego smoka[2], który zieje ogniem, przebiera nogami i ciągnie siedzących na ogonie ludzi z towarami... Lecz, aby szedł, trzeba przed nim położyć sznur żelazny[3], który on łyka, a następnie z tyłu za sobą wypuszcza... Aby mu to szło gładko, mażą mu szczęki olejem, wyrabianym z ludzkiego ciała[4]... Dlatego właśnie chrześcijanie skupują dzieci chińskie i nawet dorosłych ludzi... Prócz tego, gdzie tylko przejdą, na znak swej władzy przeciągają nikomu niepotrzebne tajemnicze druty[5] na wysokich słupach... Gdzie taki drut przeciągną, widzą wszystko i słyszą wszystko...
— Przychodził handlarz herbaty, ale dawał ceny tak nizkie, że nie posłałam go do ciebie — przerwała mowę dziecka Da-nian.
— Szkoda! — rzekł w zamyśleniu Juań. — Ceny szybko spadają. Ile dawał?