z gęstwiny krzewów, z pod zwojów pnączy i bluszczów sterczały poszarpane, zmurszałe opoki — pomniki zamierzchłej przeszłości.
Oczy ludzkie z radością błądziły po cichej, żyznej, pracowicie uprawnej okolicy.
Po powrocie znowu upadli na twarz przed ojczystym ołtarzem.
Trociczki i świece dopaliły się. Kobiety wyniosły stół z izby, przesyconej wonią kadzidła, na werandę, gdzie wysunięty naprzód okap dachu, wsparty na lekkich, drewnianych słupach, rzucał chłodny cień. Rodzina obsiadła stół i, nie śpiesząc się, zaczęła spożywać owoce i potrawy ofiarne. Pod koniec, gdy pili grzaną wódkę ryżową i miano podać herbatę, potężne dźwięki gongu[1] miarowo wstrząsnęły powietrzem. Juań zdziwiony zwrócił głowę w stronę żółtej pagody buddyjskiej, lecz głos leciał nie stamtąd.
— To ze zbornego domu, ojcze! — spokojnie powiedział A-bej.
— Ze zbornego domu? Cóżby się stać mogło? Czyżby inspektor rolny przyjechał?
— A może teatr?! — krzyknęły dzieci.
— O, nie, nie takie było uderzenie!
Znów potężne śpiżowe dźwięki przeleciały nad doliną. Na twarze Juaniów wybiegł niepokój. Tylko I-bo był rozradowany, gdyż zbudziła się w nim nadzieja, że ojciec pozwoli mu włożyć
- ↑ Gong — metalowa tarcza, w którą uderzają drewnianym młotem, aby wywołać dźwięk podobny do dzwonienia, używany do sygnałów oraz w orkiestrze.