Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Morskiej nie odwiezie, gdyż bardzo być może, że... jego samego odwiozą.

(zwraca się do Sarnowskiego, który stoi za Razinem)

Ja z tobą, Nuchim, mam do pomówienia, ale przed tem... (woła w stroną drzwi na lewo) Li, odprowadź tę burżujkę!

(Wchodzi Li, Sonia zwraca się do niego)
SONIA

Pamiętaj na krok od niej nie odstępować, oka z niej nie spuszczać, nikomu, ale to nikomu do pokoju nie wolno... Słyszysz, ty żółty djable, inaczej... (grozi mu rewolwerem).

(Li kiwa głową, wznosi do pół piersi lewą pięść z wystawionym do góry dużym palcem na znak zgody i wyprowadza Morską)
(Sypniewski zbliża się do Razina)

No, tego już za dużo. Wy, towarzyszu Sonia, postępujecie tu sobie, jakby nikogo prócz was nie było!

SONIA

Bo i niema nikogo!... Przejrzałam wasze intrygi!... I nie wstyd wam, stary grzybie, ulegać ponętom byle spódnicy? Zaraportuję o wszystkiem, gdzie należy... Bądźcie pewni!!...

RAZIN (powtarza nawpół zdumiony)

Ponętom byle spódnicy? Stary grzybie? Bądźcie pewni?... Dlaczego nie mamy być pewni?!... Co to jest? Ja sam zaraportuję... Zobaczymy!...

(wychodzi wraz z Sypniewskim przez drzwi na prawo)