Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.
SARNOWSKIJ

Widzę, że nasi tu już pobywali i zrobili porządek... Czy aby zostało co jeszcze?... Nikt się nie zatroszczył pewnie o tych, co przyjdą, a przecież my, urzędnicy, mamy pozostać tu czas dłuższy i rządzić! Jakże z mieszkaniami? Czy będzie gdzie nareszcie głowę przytulić?

RAZIN

Mury i dachy są.

SARNOWSKIJ

No, to trochę zamało, tak na codzień! A meble, pościel, naczynia?!. Do licha!... Trudno pracować wydajnie w tych obozowych warunkach...

SYPNIEWSKI

Właśnie miałem to na względzie i starałem się zapobiedz zniszczeniu, ale towarzysz Gułaj bardzo mnie wyprzedził.

SONIA
(stoi wgłębi pod oknem i spogląda to za siebie na pokój, to na podwórze, mówiąc idzie w stronę Razina).

To we dworze. Lecz w tak dużym majątku musi przecież być administracja: rządca, buchalter, pisarz, mechanik... muszą być młynarze, kowale, ekonomi, włodarze... Czy ja wiem, jak ich tam nazywają? Całe to drobno-mieszczaństwo pasorzytujące na wielkim kapitale... Wreszcie w sąsiedniej wiosce muszą być bogaci chłopi — kułaki. Do nich posłać z rekwizycją!

RAZIN

To się zrobi, to się zrobi! Każę zaraz jutro zebrać z majątku proletarjuszy, a z okolicy biednotę.