Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/118

Ta strona została przepisana.

tak dużo posłał. Przysądzili mu połowę, połowę oddać kazali. Czy przysłał ci co?
Grzegorz milczał.
— Wiedziałam, że kłamie, ale od was para na świat ten nie przelata... Gmina mówiła, że bez chłopa nie dam sobie rady, że dobytek zmarnieje, więc kazała zostawić połowę bratu, żeby cię niby karmił...
— A jakże! — mruknął mężczyzna. — A co stało się z twoją połową?
— Bez ziemi, bez robotnika, bez siana, co począć mogłam samotna kobieta. Przytulił mnie wreszcie Piotruczan!...
Umilkła ciężko dysząc.
— Ten beznosy?
— A no ten... wstrętny, obrzydliwy...
— Kochał cię?...
Kobieta cicho płakała.
— Gdzie miałam się podziać, śmierć do duszy zaglądała... Wszystko mi zbrzydło... Tęsknota, smutek palący chodziły za mną jak cienie moje. Ale nie mogłam zapomnieć ciebie, nie mogłam zapomnieć jak poznaliśmy się, jak było nam dobrze, gdyś mnie wziął... Wnętrzności moje były pełne łez... Chciałam zobaczyć ciebie choć raz, choć z daleka... Stało się inaczej. Tu jestem, koło ciebie jestem i, wiesz, — nie żałuję! Śmierć wszędzie dosięże, wszędzie jednakowe umieranie... Ty długo jeszcze żyć możesz, jeszcze się możemy