Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/126

Ta strona została przepisana.

wyszli; został najznakomitszy... »Mała Staruszko, wiele żądasz okupu za córkę?«...
Prąd urwał i zamyślił się. Kobiety wnosiły do jurty wietrzącą się we dnie na mrozie pościel.
— Wiesz co, Byterchaj, idź spać. Jakoś mnie rany bolą, nie mam ochoty gadać. Będzie jutro zmiana, odwilż albo wiatr...
Byterchaj poszła pokornie w kąt na ławę, gdzie spała razem z Prądem. Ten długo przed ogniem opatrywał i obmywał ciepłą wodą swe krwawiące się nogi. Gdy spracowany, zbolały upadł na pościel, usnął nieledwie natychmiast.
— Ty śpisz, Prądzie! Nie spij, kochany... Ty nie słyszysz — budziła go chwilę potem Byterchaj. — Prądzie, dobry Prądzie... Nie śpij, ja boję się...
— A co? — pytał przez sen mężczyzna.
— Huczy... bardzo huczy!
— Niech huczy! Lód na jeziorach pęka na odmianę!
— Prądzie, to nie tak huczy! To pewnie jedzie ta pani we sto koni, co ma nas za żelazo posadzić...
— Spij! spij! Nie bój się!... uciekniemy...
— I mnie weźmiesz, Prądzie, mój srebrny, mój dobry...
— Wezmę, wezmę... Tylko śpij!