Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/159

Ta strona została przepisana.

na zgiętych kolanach, na dłoniach położyła głowę i słuchała uważnie piosenki rybaka, która wiła się smutna i powiewna, niby mgła wieczorna na tle potężnego wiosennego chóru jezior i lasów:

Księżyc blado lśni na nowiu,
Przed pałacem piękność młoda
Stoi w szatach z złotogłowiu,
A łzy płyną niby woda.
............
Hej, dziewczyno, znikł twój miły,
Kupcy wciąż ślą drużby, swaty,
Albo schroń się do mogiły,
Albo sprzedaj za dukaty...
Hej!...

— Po jakiemu śpiewasz, Prądzie?
— A co? Podoba ci się? To cudzoziemska piosenka. To piosenka z gubernialnego miasta... I... ii!... Wiele tam rozmaitych cudowności. Kościołów, gmachów, ludzi... Byłem i nieraz!... Bo ty nie myśl, że ja zawsze byłem taki, jak teraz... O nie! I mnie lubiły kobiety!...
— Piękny głos ma piosenka... Przetłómacz ją, Prądzie!
Rybak cierpliwie przetłómaczył treść piosenki.
— Co ona sprzeda, Prądzie?
— Siebie... Co ma sprzedać?
— I co? Oni ją zjedzą, jak Mergeń swoje małe?