Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/168

Ta strona została przepisana.

spodarstwie rzeczy. — Ba! Wzięła jeszcze sieć moją, najlepszą sieć... Trzeba łódki strzedz, aby jej nie uprowadziła...
Wyskoczył z izby, a za nimi inni.
— Ażeby ją, ażeby ją!... Wzięła! Zostawiła nas, jak bez rąk. Co poczniemy bez łodzi... — klął Prąd. — Jutro do gęby nie będzie co włożyć...
Chciał zaraz budować tratwę i płynąć po zarzucone na jeziorze sieci, ale Grzegorz wstrzymał go.
— Napewno już je wzięła! Tylko noc przemarnujesz napróżno. Widzisz, że jest jędza... Niech ją tam!...
— A może i lepiej, że sobie poszła... Będzie spokojniej... Może nam krowy przyślą... Bóg miłosierny nie pozwoli nam zginąć! — pocieszała ich Anka.
— A jakże! Przyślą ci... Chyba sama pójdziesz po nie... Bez sieci... bez łódki... Co my nieszczęśliwi poczniemy?! — biadał Prąd.
— Będzie nam dobrze, będzie nam spokojnie... Jutro, Bóg da, rzeczkę grodzić skończymy... — powtórzyła Anka.
— Niedługo komary nastaną, a my nie mamy zapasów!
— Wzięła najlepszy kociołek, siekierę, nóż, rzeczy zawiązała w węzełek... Mówię do niej: