Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/186

Ta strona została przepisana.

nic tam nie masz... Twój mąż wszystko wziął i wyniósł się do gubernii...
— I bez krów będzie nam dobrze!... Gdy mieć ciebie będę, znajdę wszystko... W futra drogie cię ustroję; lisy, zające, wilki i dzikie reny łapać będę... Narobię pułapek, samostrzałów nastawię. Mięso jeść będziesz codzień, tłuszcz co najlepszy, szpik kości... I dobra będę, taka będę dobra, słodka jak tknięte mrozem jagody... Zła jestem, bo nie mam nikogo... Kiedy chodzę po świecie i widzę tych ludzi, co śpią w chłodzie, śmieją się, jedzą do syta, mają dzieci, dobytek... taka nuda ssie mi duszę, że muszę coś zniszczyć, złamać... Niech poznają płacz! Ale z tobą będę słodka, cicha...
Tuliła się coraz mocniej do niego, grzała go nagiem ramieniem, przywartem do jego ramienia.
— Miałaś przecież dziecię. Coś zrobiła z niem? — spytał mężczyzna głosem ochrypłym. Drgnęła i odsunęła się odeń.
— Bóg świadkiem, że samo umarło! — krzyknęła. — Toś ty taki! Toś ty okiem nie mrugnął, żeby postarać się dla mnie o jaki łachman... Nie ciekawy byłeś nawet spojrzeć na krew twoją, a teraz... Przynajmniej nie gadaj, nie udawaj!... Syt jesteś ciała naszego... Młoda żona trzyma cię za serce, bo młoda, bo świeża! Nie udawaj, żeś dobry... Czy widział kto, żebyś mi podał wody, gdy w nocy gorzałam od pragnie-