grodę poprawił i wstawił w jej otwór stary bucz. Tylko gardzielą go w inną stronę obrócił, gdyż pora miała się ku jesieni, wody ochłodły, z płytkich żerowych miejsc ryba wracała do głębin. Znów na żerdziach na dachu jurty pojawiły się rozplatane do suszenia ryby.
Nikt im nie psocił. Przeciwnie, pewnego poranku znaleźli na brzegu własną łódź, a w niej wiosło i trzy sieci na dnie. W dziobie pierogi za wiązadło zatknięty był mały, drewniany krzyżyk.
Zjawisko to niezmiernie poruszyło wszystkich i przeraziło Ankę. Nie lubiła mówić o tem zdarzeniu; więc tylko w jej nieobecności Kutujachsyt spytała raz ciekawie Grzegorza:
— A cobyś powiedział, gdyby tak... wróciła?
— Ech, nic wróci. Bogata... ma wszystko.
— A Prąd, to Prąd!... ktoby pomyślał, że nie utonął?!...
— A może utonął i ona tylko łódź znalazła i sieci.
— Zawsze bądź ostrożny, Grzegorzu! — jęknęła stara.
Znowu cień tej kobiety zawisł na chwilę, jak ciemna chmura nad ich życiem. Anka nie puściła już więcej męża nad rzeczkę, tylko sama Byterchaj chodziła bucz oglądać.
Właśnie wracała z ciężkim koszem, pełnym ryb na plecach, gdy spostrzegła obok własnej
Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/223
Ta strona została przepisana.