Kobieta pijąc, przewróciła kieliszek szerokimi rozmachami ręki przed nosom »chodżijego«.
— Jeśli pragniesz mnie pocałować, ot, tutaj... mówiła, wyciągając białą rękę dłonią zwróconą do góry — to daj rubla, jeśli tutaj — ciągnęła, pokazując na pozłacaną bransoletkę — to daj dwa, dalej trzy... a jeszcze dalej, to pieniędzy twoich stary nie starczy...
— On do Boga będzie się modlił za ciebie... Pozwól mu! — pożartował jakiś Tatar.
— Niech się modli za siebie, niedługo umrze! odcięła, schwyciła z głowy »chadżijego« biały święty jego turban i chciała sobie włożyć na zwinięte w koronę złote warkocze, lecz zajrzawszy do środka, odrzuciła ze wstrętem.
— Fe! Jaki brudny!
Znów wcisnęła go na wygoloną czaszkę starca, który cały czas siedział z przymrużonemi oczami i kocim uśmiechem na ustach i dłoń lekko przesunęła mu po obwisłych wargach. Stary wargi zabawnie wystawił i mocno wciągnął w siebie powietrze. W tłumie rozległ się śmiech i ludzie zaczęli się rozchodzić. Jakiś mężczyzna w żakiecie siadł obok kobiety i wyłącznie zajął jej uwagę.
W miarę jak zmrok zapadał bachiczny nastrój przenikał do wszystkich zakątków parowca. Oczy gorzały, rozmowy zamieniały się w śpiewy, okrzyki i szepty. Raz po raz wychy-
Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/23
Ta strona została przepisana.