które w kopach zniesiono z łąk, jako pierwsze dla spożycia zapasy. Niedługo potem nastąpiło uroczyste osadzenie Łysuchy i Bysia na nowem mieszkaniu, a nazajutrz Grzegorzowie przenieśli do chlewu swoje posłania.
Z początku noc tylko w nim spędzali; potem coraz wcześniej wymykali się do swej chałupki i coraz dłużej palii się w jej kominku wesoły ogieniek. Byterchaj przesiadywała tam bezustanku, nocowałaby nawet, gdyby było miejsce. Lecz jurta dla ciepła była umyślnie zrobiona tak małą, że nic już tam zmieścić się nie mogło. Zostawało tylko wążkie, nizkie przejście między ścianami, a bokiem zwierzęcia. Przejście to nie wstrzymywało jednak Byterchaj, nie wstrzymywało też i Prąda, który odwiedzał sąsiadów »od czasu do czasu«. Dla spotęgowania przyjemnych wrażeń wizyty, gotowali sobie zazwyczaj herbatę z traw leśnych. Mergeń całe długie wieczory spędzała nieraz samotna w starej jurcie i tylko jęki Kutujachsyt naruszały grobowe milczenie opuszczonego budynku.
Tymczasem ze dworu dolatywały śmiechy i głośna gawęda. Mergeń wtedy zawodziła pieśń długą, smętną i dziką, którą jak gdyby chciała stłumić zewnętrzne wrażenia, ale częściej wychodziła na dwór, słuchała rozmów, łowiła wyrazy, wreszcie wołała Byterchaj i Prąda, pod pozorem, że późno, że czas już spać.
Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/235
Ta strona została przepisana.