bielonej izbie, gdzie stał pod oknem koszlawy stół, pod ścianami mieściły się wązkie ławy, a pośrodku wisiała u belki nakryta pasiatym fartuchem kołyska. Gromada dzieci w kolorowych koszulach ciekawie przyglądała się nam z głębi otwartej sionki.
— A jeżeli wy chcecie takiego, coby się umiał ładnie z panienkami rozmówić, to w tej wsi nie znajdziecie nikogo... prócz mnie — dowodził rezolutnie jeden z przybyłych z nami chłopów.
— Bo ta wieś nazywa się »Krzyże« i po katolicku tu nie rozumieją. Ja to umiem, bo służyłem w wojsku, a potem długo mieszkałem w Budach. Moja żona budniczka będzie. To, jeżeli chcecie, mogę wam konie dać do Budów... za dwa ruble. A do jakich chcecie Budów?
— A wiele ich jest?
— Budów jest trzy. Są Budy Małe — tu blizko pod lasem, ze trzy wiorsty, nie więcej. Są Budy Średnie — Teremskie i są Budy Dalekie — Pogorełki... Stąd wiorst jedenaście.
— Więc za jedenaście wiorst chcecie dwa ruble?
— Dlaczego nie mamy chcieć?! Dwa konie, rzeczy macie dużo i dwie panny...
— Właśnie, będzie wam lżej.
— Ale! Z panienkami trzeba składno jeździć. Ja to wiem!
Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/41
Ta strona została przepisana.