— A czy można czego dostać w tych twoich Budach?
— Aj, panie! Wszystkiego dostać można. O jej i jak jeszcze!...
— Naprzykład czego?
Woźnica zamyślił się i w zakłopotaniu wywinął batem.
— Czy jaj naprzykład dostanie?
— Naprzykład jaj... — ucieszył się.
— A kury są?
Spojrzał na nas z ukosa.
— I jak jeszcze! Jest wieś, powiedziałem.
— A chleba, bułek, masła dostanie?
— Wszystkiego dostanie. Żyda mają!
— A izbę czystą, oddzielną znajdziemy?
— Czystą... A to jak? Znajdziemy...
— Czystą, bez robactwa. Bo karaluchy pewnie są u was!
— Są, panie. I jak jeszcze. Za pieniądze wszystkiego dostanie.
Wśród pań wszczęła się trwoga, ale woźnica rozglądał się dobrodusznie po chmurach.
— Deszcz będzie, panie.
— Pewnie nie rozumiesz, co to karaluch? To tarakan.
— Taak!! To tarakan? A pan się pyta, czy są? Niema panie; my ich trujemy.
Jeszcze zadałem kilka pytań, lecz otrzymawszy niezmiennie:
Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/43
Ta strona została przepisana.