roku albo i więcej; więc napatrzyliśmy się, jak to dobrze, gdy wszystko idzie zgodnie, gdy o wszystkiem radzi ogólne zebranie... Nam się tam podobało, ale oni chłopów nie biorą, tylko uczonych; więc uradziliśmy, a oni zgodzili się na to, że w pobliżu urządzimy się osobno... Grunta rządowe, te same właśnie, wypuszczano w dzierżawę... wzięliśmy z ich pomocą. A teraz robimy starania, żeby nam je zupełnie oddali... Ale coś długo się wlecze. Prośbę podaliśmy, spółkę urządzili...
— Urządzili i podpisali — objaśnił Chwedor.
— A jednak... wlecze się... Ckliwo... w sercu niepokój!
— Starali się za nas... Janek z kolonii, niech mu Bóg nagrodzi, chodził do gubernatora... a rozporządzenia jak niema, tak niema... Czas już zacząć budować, a bez utrwalenia nie chce się... więc czekamy. Gdyby nie to, inaczej byś tu zastał... Gdyby policzyć, i teraz wspólnego majątku zebrałoby się może z tysiąc rubli. Porachujmy, Chwedorze: tytoniu — na pięćset, ozimin zaoranych i zasianych — na sto, narzędzia, pług żelazny, łopaty, kosy, wóz, ziarno do przednówka, kartofle, dwie krowy...
— Para wołów.
— Świnie, kury... Hę! jak policzyć, to może i więcej, niż tysiąc... A przyszliśmy bez grosza — wszyscy, tułacze bez dachu. Ja naprzy-
Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/89
Ta strona została przepisana.