Strona:Wacław Sieroszewski - Ciupasem na Syberję.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

rję na własny koszt, przyczem musieli opłacić również drogę dwóch żandarmów, pilnujących ich i nieodstępujących na krok.
Płynęliśmy dzień i noc, zatrzymując się bardzo krótko, żeby naładować paliwo dla kotłów, lub zabrać pocztę w większych miastach. Jedynie w wypadkach gęstej mgły parowiec zarzucał kotwicę gdzieś pośrodku rzeki i podciągał barkę ku sobie. Wtedy nie pozwalano nam wychodzić i straż nasza, składająca się z plutonu żołnierzy z oficerem i kilku żandarmów, zdradzała szczególny niepokój oraz czujność. Za Kazaniem Wołga rozlewa się szeroko i brzeg lewy, niżowy, nabiera charakteru istotnego stepu, a życie — barw wschodu. Widać dużo tatarów, oraz na brzegach zjawiają się wioski ze zdobnemi w półksiężyc minaretami. Prąd wartko nas poniósł ku południowi. Ale trwało to niedługo; na wspaniałem, szerokiem zlewisku Wołgi z Kamą wykonaliśmy złożony manewr, przerywany licznemi gwizdkami, rykiem syreny, nawoływaniem kapitana przez tubę i klątwami marynarzy, poczem parowiec, silnie sapiąc, wpłynął w Kamę i pociągnął za sobą uwiązaną na długiej linie, wahającą się barkę. Wszyscy więźniowie, oficerowie i żołnierze konwoju wylegli na pokład, lesz nikt nie śpiewał. Miałem wrażenie, że po raz pierwszy partja uwożonych wygnańców, do której należałem poczuła, że w jej życiu coś się rwie i zmienia niepowrotnie...