szcze, jak nas traktować. Jeszcze trwały układy z „liberałami“, jeszcze rząd liczył się z opinją publiczną, jeszcze Loris Melikow ją łudził i rozdwajał obietnicami reform... W dodatku wciąż jeszcze byliśmy w granicach Rosji Europejskiej, gdzie nawet względem „katorżan“ stosowano łagodniejsze prawa. Rząd nie był pewny, jak się zachowamy wobec represyj i zmian, wolał wprowadzać je stopniowo, unikając głośnego skandalu. Jak się później okazało, postanowił je wprowadzić w głębi Syberji, daleko od wszelkich „opinji“ i gazet. Dwa dni dochodziły do nas rozmaite pogłoski, przeważnie za pośrednictwem kryminalistów. Raz mówiono, że nas popędzą piechotą, a że ponieważ jesteśmy „gosudarskie prestupniki“[1], więc przykują nas, jak niegdyś polaków, po dziesięciu do jednego żelaznego pręta, żebyśmy nie uciekli!... Innym razem mówiono, że tu zostaniemy do wiosny i z rozlewem wód spławią nas „kajukami“ do Obdorska, na Morze — Ocean Lodowaty... W rezultacie powieziono nas na „trójkach, na pierekładnych“[2]. Podwód miała dostarczyć ludność!
Była to druga zachwycająca podróż. Wprawdzie nie była taka wygodna, jak „barką“, lecz za-