to nieskończenie rozmaitsza. Na wygodnych, drążkowych „tarantasach“, posadzono na każdym po trzech więźniów i dwóch żołnierzy. „Jamszczyk“ (woźnica) przylepiony na rożku „obłuczka“ (kozła), dziko pokrzykiwał i machał krótkim batem, przynaglając trzy tęgie, półdzikie konie wciąż do szybkiego biegu. Te rwały jak szalone, szczególniej przy wjazdach na górę i zjazdach na dół. Nieraz zdawało się, że i „tarantas“ i my i konie i nawet „gosudarskije“ żandarmy rozbijemy się w puch od tego pędu o rosnące na dnie przepaści drzewa, lub wpadniemy do jeziora, wyłaniającego się nagle na skręcie drogi. Ale gdzie tam, woźnica w samą porę zdzierał lejce, zawracał tak, że koła błyskały nad urwiskiem. Ponieważ gór po drodze było coraz więcej, mieliśmy emocyj niemało. Co 25—30 kilometrów zatrzymywaliśmy się dla zmiany koni i „picia herbaty“. Na etapach — drewnianych, otoczonych ostrokołem budynkach, przeznaczonych na noclegi dla partyj idących piechotą — czekały już rzesze dziewcząt i kobiet spędzonych ze wsi z kołaczami i bułkami, nabiałem, serem, ogórkami, pierogami, kaczkami i kurami, gotowanem mięsem, sybirską jajecznicą (z mąką i mlekiem), z wędlinami, rybami wędzonemi, gotowanemi, smażonemi, z jajami na twardo, z miodem, z orzeszkami cedrowemi... wogóle że wszelkiemi skarbami tego bogatego kraju. I taniość była niesłychana, za
Strona:Wacław Sieroszewski - Ciupasem na Syberję.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.