Strona:Wacław Sieroszewski - Ciupasem na Syberję.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

praw, wystawiamy na sztych naszych towarzyszy katorżan...
— Przecież pojedziemy razem i dzielić się będziemy z nimi wszystkiem, co nam się uda zabrać... Trzeba zrobić zapasy tytoniu, cukru, mąki, ryżu, wiktuałów... na tak daleką drogę... Nie wiadomo, co nas czeka!...
— Ale zawsze nieładnie!
— Co nieładnie?! Wiadomo, że pluję na ich prawa, chodzi mi o bagaż!

Chodzę od grupy do grupy, przysłuchuję się, rozpytuję. Po rocznej samotności w murach warszawskiej cytadeli, ten gwar, ten tłum oszałamia mię, zaciekawia, pociąga... Kogo tam niema? Oto starszy już pan, w eleganckiej „paddjowce“, podpasanej czerwonym pasem, to „ludowiec“ (narodnik), Jużakow, znany statystyk i ekonomista, współpracownik „Otieczestwiennych Zapisok“. Oto inny, olbrzymiego wzrostu szpakowaty już jegomość z manierami wielkiego pana, to bogacz Gernet, prezes „Uprawy“ jednego z większych miast Południowej Rosji. Oto profesor Kowalewski, historyk, „ukrainofil“, którego całą winą jest, że ma żonę „Marusię“, słynną na całej Ukrainie rewolucjonistkę. Malowannyj ukrainofil, przezywany „Hetmanem“[1] w szykownym kaza-

  1. Ukrainofilami nazywali wtedy rosjanie ukraińskich patrjotów; o niepodległości Ukrainy nie było jeszcze wtedy ani mowy, ani myśli nawet wśród samych ukraińców.