Coś z tych sporów, narad, zatargów, przesiąknęło do władz więziennych, gdyż zaczęto stopniowo ukrócać nasze „swobody“. Na widzenia puszczano mniejszemi gromadkami i trwały one krócej, zaczęto zamykać nas na noc w celach i liczyć rano i wieczór („powierka“), czego dotąd nie było. Zaczęto dociekać wśród więźniów, kto doniósł? Oskarżano o to jakiegoś Kowalewa... Powstały kwasy, gniewy, ordynarne kłótnie, śledztwa i sądy. Ucieczkę katorżan odłożono na parę dni, czekano, aż znowu wróci przepuszczony dyżur Jocza. Przyszedł nareszcie oczekiwany dzień, w kamerze „katorżników“ nastrój był cichy i zarazem podniecony. Nagle przeleciał ktoś po korytarzu, wołając: — „Na podwórze!... Naszych biją!“. Więźniowie runęli na zewnątrz. Przy bramie już skupiła się gromadka i wyglądając przez wyłamane okienko, krzyczała coś i stukała gwałtownie. Kiedy dopadliśmy do bramy, dostrzegliśmy przez otwór bladego, jak śmierć, zesłańca Fiodorowa, nauczyciela ludowego, opierającego się szarpiącym go żołdakom. W jednej chwili naparliśmy na bramę i ona z trzaskiem ustąpiła pod naciskiem setki młodych ciał. Porwaliśmy Fiodorowa i wciągnęliśmy triumfalnie do bramy. Ale straż już wybiegła z kordegardy i nastawiwszy bagnety, ruszyła, łańcuchem na nas i tłoczący się poza nami olbrzymi tłum krymi-
Strona:Wacław Sieroszewski - Ciupasem na Syberję.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.