ków, rumunów, łotyszów, niemców, gruzinów, ormian, nie licząc rdzennych rosjan. Wśród tych ostatnich wyróżniał się urodą, powagą i wielkiem wykształceniem Komow, tkacz z Moskwy, samouk, skazany na 15 lat za pracę w tajnej drukarni. Przeciwieństwem jego był szewc Gorainow, wielki warchoł i zaciekły wróg inteligencji, którą obwiniał o rozmaite „klasowe zbrodnie“. Prócz tego zwrócili na siebie moją uwagę dwaj „sztundziści“, jeden rosły drab, koniokrad, drugi „naczotczyk“[1], wciąż cytujący na poparcie rewolucji ewangelję; nareszcie odeski „żulik“ niewiadomego nazwiska; zwano go Pospiełtoff, czy coś w tym rodzaju — król podrabiaczy pieczęci: igiełką na trzygroszniaku podrabiał na poczekaniu dokładnie, jak oryginał, najbardziej misterne rządowe insygnia[2].
Takie były ofiary polityki ówczesnego dyktatora grafa Łoris-Melikowa, który głosił: „wielkie represje i wielkie reformy“. Reformy polegały na gadaniu z liberałami i obiecywaniu im za poparcie rządu „konstytucję“, jako „w mniej lub więcej odległej przyszłości wieniec budowy!“ Chytry ormianin przeprowadził jednak tylko pierwszą połowę swego programu, upadł, gdy spróbował przy-