Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/104

Ta strona została przepisana.




Oszołomienie, jakie ogarnęło Hankę w pierwszej chwili porwania, zwolna mijało. Zrozumiała, że jest w mocy jakiejś nowej siły, która wmieszała się nagle do dziwnej, niepokojącej gry, jakiej przedmiotem czuła się od niedawna. Nie było jednak nic wrogiego w zachowaniu się tych, co ją porwali i uwozili teraz na koniu, popędzanym uderzeniami nahajek i gardłowemi okrzykami. Pędzili obok i ztyłu poza nią na zdyszanych, rozhukanych koniach, nisko pochyleni nad łękami wysokich siodeł, nie zwracając uwagi na jej prośby i groźby, lecz skoro tylko koń jej się potknął, lub ona sama zachwiała na siodle, natychmiast z ciemności wysuwała się ręka troskliwa i korna, która chroniła ją od upadku, pomagała W odzyskaniu równowagi. Daremnie jednak prosiła, jak umiała po mongolsku, aby się zatrzymali.
— Niedługo! — burknął wreszcie jeden z nich.
Pędzili tak co koń wyskoczy dobrą jeszcze godzinę. Wzgórza znikły, rzeczka odeszła gdzieś