— Gdzie?...
Nie zdążyła jednak Mongołka odpowiedzieć, gdyż nagle gdzieś w górze zabrzmiały przejmujące dźwięki trąb, które echo rozniosło i powtórzyło wielokroć, potem rozległ się łagodny monotonny śpiew, przerywany co chwila uderzeniami w bębny, grą pieszczałek, grzechotem kastanietów i potężnym rykiem miedzi.
— To na twoją cześć!... — szepnęła To-noj, składając modlitewnie ręce.
W tej chwili Hania dostrzegła za zrębem opoki na małym tarasie, przed wysokim ciemnym, w skale wykutym, portalem olbrzymich purpurowych drzwi, świetny orszak kapłanów w purpurowych szatach, dzierzganych złotem i srebrem, w błyszczących od szkieł i kamieni kołpakach, ze złoconemi berłami w ręku. Poniżej nich wzdłuż wielkich kamiennych stopni schodów stali w powłóczystych szatach, również purpurowych, mnisi i dęli w długie jak dawne muszkiety trąby mosiężne. Dokoła kupił się cały tłum mnichów, mniszek i pobożnych. — Hanka ze zdziwieniem zauważyła, że wszędzie przeważał kolor czerwony.
— Bo my trzymamy się prastarego czerwonego obrządku, a nie żółtego!... — odpowiedziała na jej zapytanie z odcieniem dumy To-noj. — Tego samego obrządku, co Nieprzebrany Skarbiec Potęgi w świętej Lhassie!