Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/115

Ta strona została przepisana.

— Zebraliśmy się na życzenie naszego niezwalczonego Dziań-dziunia, Chana „Un, nowego wcielenia samego Boga Wojny... Zapragnął on przedstawić nam swe mądro-przewidujące plany obrony państwa, chce na to uzyskać naszą zgodę i potrzebne pieniądze... Baron Ungern ma głos!... — zakończył swoje krótkie przemówienie Dżał-chań-cy.
— Darujcie, świętobliwi i mądrzy Członkowie Rady Najwyższej, iż będę mówił po rosyjsku, gdyż mongolski język znam zbyt słabo, aby wam jasno przedstawić me myśli!... — zaczął po rosyjsku baron.
Senge Dordżi tłumaczył zdanie po zdaniu, a obecni słuchali z zapartym oddechem.
— A więc wiecie pewnie ze starych ksiąg, z waszych kronik, jak zawojował Azję i mógł zawojować świat cały, prawdziwy Bóg Wojny, Wielki Wasz Wódz i Pasterz ludów — Dżingis-Chan!... Państwa, które pokonał, miały potężne wojska, świetnie wyszkolone, lepiej uzbrojone, niż jego właśni żołnierze... Miały narody te wielkie bogactwa w swem rozporządzeniu, niezliczone wsie i miasta, gdzie mieszkały miljony ludzi, tłumy wojowników, o wiele liczniejsze od tych, które prowadził Dżingis... Bo on miał tylko was, wierne i nieulękłe serca mongolskie, a wiodła go wielka myśl. I oto dzięki tej myśli i tym nieulękłym, ufającym mu sercom, zwyciężył Chiny, największe naówczas Państwo Świata, podbił Indje — najbogatszy i najludniejszy kraj na zie-