brze!... — zaczął cichym, łaszącym się głosem.
Baron trwał dalej nieruchomo na swojem łożu z odwróconą twarzą.
— Tym razem inteligentka...
— Wynoś się!... — mruknął baron...
— Dobrze, dobrze!... Już idę! Ale, ale: Dordżi Nojon od rana czeka, powiada, że ma niezmiernie ważne nowiny. Pytałem jakie, ale Mongoł zaciął się tym razem i nie chce powiedzieć... Mówi, że powie tylko tobie, baronie!... Pewnie znowu bzdury o tej „Świętej Dziewczynie“. Myślę, że i na nią przyjdzie kolej, ale nie zaraz! — roześmiał się oficer.
Usunął się pospiesznie na koniec łóżka, gdyż baron nagle ruszył się i, siadając, nogi na ziemię opuścił.
— Jesteś, Wołkow, kanalja! Wołaj Mongoła! I każ... otworzyć dymnik.
— Ha, cóż robić! Kanalją każdy wcześniej czy później zostaje na wojnie, gdzie cenią jedynie łotrów i zabijaczy ludzi. Jestem o tyle lepszy, że jestem szczery i... cenię prócz tego rozkosz życia! — żartował już na progu Wołkow.
Za chwilę zsunięto ze szczytu jurty pokrowiec i łagodne światło wraz z falą świeżego, ciepłego powietrza zalało wnętrze. Na progu ukazał się Mongoł, średniego wzrostu, tęgi, prawie kwadratowy, w pięknym jedwabnym, szafiro-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/12
Ta strona została przepisana.