Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/123

Ta strona została przepisana.

nem Ungernem. Niemiec przeszywał go zimnem spojrzeniem blado-niebieskich oczu. Ale Mongoł nie uląkł się i ciągnął spokojnie.
— Niebo zesłało plemieniu memu jako znak swej łaski i zapowiedź powodzenia Białą Darichu. Istotnie od chwili jej pojawienia ustały wypadki wśród mego bydła i ludzi i szczęśliwość zapanowała wśród nas... Kazałeś jednak, Świątobliwy, abym ją odesłał pod potężną Twoją opiekę, gdyż taki był wyrok starych ksiąg według słów „kampo“. Gotów byłem wykonać rozkaz i sam miałem zamiar sprowadzić ją tutaj, gdy oto parę dni temu zjawił się w mej „stawce“ adjutant Dziań-dziunia Wołkow i rzekomo z jego rozkazu zabrał Białą Darichu... Mało tego... Wrócił potem, bił moją czeladź i znieważył moją żonę... A gdzie Darichu, nikt nie wie... Zapewne sprzedał ją innym ludom, udawszy, że mu ją porwali... Nikt jej odtąd nie widział i śladów jej nie było w stanie wykryć oko najbystrzejszych z mych wywiadowców... Służebna moja obnażona i pobita przez żołnierzy Wołkowa do tej pory chora leży... Żądam sprawiedliwości, Świątobliwy!... — powtarzał z rosnącą zaciętością.
Dalaj-Lama zwrócił swe ślepe, nakryte powiekami oczy w stronę, gdzie siedział baron Ungern.
Wasza Świątobliwość!... — odrzekł ten, cedząc wyrazy z namysłem. — Prawdą jest, co powiedział czcigodny i waleczny Namyn Dordżi Nojon. Kazałem zbadać swawolę żołnierzy moich