W klasztorze przeznaczono Hani na mieszkanie niedużą celę na piętrze z wąskiem oknem wychodzącem na wąwóz z rzeczułką. Widok z okna był posępny; ciemne, nagie skały wznosiły się tak wysoko, że wzrok chwytał ponad nimi ledwie maluchny kawałek błękitu, a słońce nie zaglądało tu nigdy i mówiły o niem jedynie złote plamy i strzałki blasku, zjawiające się w pogodne popołudnia na złomach opok. Srebrny szum potoku naruszał i krasił cokolwiek ciszę pustkowia. — Ubogie rośliny i blade kwiaty górskie strzelały tu i owdzie ze szpar kamienistych; drobne szare ptaszęta zalatywały czasami, lecz uciekały natychmiast, jakby wystraszone panującą wokoło martwotą...
A jednak Hania długie nieraz godziny wystawała przed tem oknem, starając się zbadać, ile się tylko dało okolicę, łowiąc chciwie każdy dźwięk, każdy ruch, każdą zmianę, dochodzące ją przez ten otwór ze świata zewnętrznego. Od To-noj, którą pozostawiono jej w dalszym ciągu do usług, dowiedziała się, że klasztor jest mały,