że zaludnia go zaledwie 50 mniszek, że stanowi właściwie żeńską filję wielkiego męskiego klasztoru Cho-chun Chita, leżącego o ćwierć przebiegu konia w pięknej miejscowości nad rzeką On-gin.
— Przeor Cjulkum Chombo jest i naszym przeorem, i nasza matka przeorysza musi go we wszystkiem słuchać... Zresztą my od nich mamy wszystko: jedzenie, odzież, opał... Przecież nikt nic nie da nędznym mniszkom, które tylko przez życie posłuszne i cnotliwe mogą zczasem po śmierci uzyskać wcielenie się w istoty męskie!... — tłomaczyła Hani To-noj.
— A dlaczego mnie oddajecie taką cześć?... Przecież jestem kobietą!?... — oburzała się Hania.
— O, to co innego!... Ty jesteś Bodisata Awalokita, ty jesteś Darichu — Tara... Dwie są Tary: jedna Zielona w dalekim kraju południa, druga Biała u nas na północy...
— Już to słyszałam. Ale co wy tu robicie?... Komu jesteście potrzebne, jeżeli nie macie duszy?...
— My... tobie służyć będziemy!
— A przedtem?...
— A przedtem... przedtem?... My obsługujemy... za życia pogrzebionych!
— Co to jest?... Żywcem pogrzebionych?... — porwała się z miejsca Hania.
Mongołka odsunęła się od niej z przerażeniem.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/126
Ta strona została przepisana.