Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/130

Ta strona została przepisana.

Raz, zdjęta ciekawością, Hanka dała się skusić i ubrana w purpurową, jedwabną „chlamidę“, ze złotą tiarą na głowie, zasiadła na wskazanym sobie tronie wśród chóralnych pieśni, brzęczenia dzwonków, przyklękań i padań na twarz wszystkich obecnych w świątyni. Ołtarz zawieszony był długą do ziemi czerwoną zasłoną. Przed nim płonął szereg czerwonych i żółtych grubych świec woskowych w wysokich bronzowych kandelabrach, a z pod stropu zwieszał się las wstążek różnobarwnych, „chadatów“, buńczuków włosiennych, papierowych chińskich latarni... Trzęch lamów w złotem szytych ornatach, w wysokich infułach siedziało na poduszkach na stopniach ołtarza. Każdy miał długi różaniec w ręku i księgę rozwartą na małym pulpicie przed sobą. Ich monotonne mruczenie przerywane było co jakiś czas chóralnym przyśpiewem zakonnic, niezmiernie podobnym do naszych godzinek, oraz przejmującym dźwiękiem wielkich trąb.
Hanka pilnie przyglądała się wszystkiemu i dostrzegła, że dużo z tych ceremonij, ukłonów i wykrzykników skierowane jest do niej... Przykry rumieniec pokrył jej twarzyczkę. Ale zmieszanie jej o wiele wzrosło, gdy wśród burzy dzwonienia, stukania w wielką pustą tykwę i śpiewnych wykrzyków czerwona zasłona rozsunęła się na dwie strony i ze zmroku ołtarzowej wnęki wyjrzała nań straszna figura złotego bożka z wytrzeszczonemi przeraźliwie oczyma, z twarzą wykrzywioną okrutnie i z błyskającemi