z otwartej paszczy kiami... Trzymał w objęciu w pozie namiętnej i bezwstydnej nagą kobietę z potrójną koroną na głowie...
Hanka ledwie dosiedziała do końca nabożeństwa, nie podnosząc oczu i więcej już nigdy nie dawała się namówić na odwiedzenie świątyni.
— Poczekamy, aż Duch łaski Dobrotliwego zejdzie na ciebie!... Będę się za ciebie modlić, aby to nastąpiło jak najprędzej!... Om-Mani-Phadme-Chum!... — westchnęła przeorysza, nie mogąc przełamać oporu Hanki.
— Lepiej przyślij mi, matko, jaką zakonnicę, żeby nauczyła mię czytać wasze znaki święte... — poprosiła w końcu Hanka.
— Sama uczyć cię będę!... — oświadczyła przeorysza.
Hanka podziękowała, ale miała kwaśną minę. Liczyła, że te lekcje wyprowadzą ją z tego koła świętobliwego osamotnienia, jakiem ją otoczono. Myśl o ucieczce kiełkowała w jej głowie od pierwszego dnia, lecz aby ją uplanować, potrzebne jej były stosunki i wiadomości. Gdzie leży, jak daleko i w której stronie jest Urga?... Co się w tej Urdze dzieje?... Jak się tam można dostać i jak tam odszukać Szag-dura lub brata?... Nie miała pojęcia o tem, poco ją tu przywieziono i co z nią mają zrobić, a musiała się tego wszystkiego przed rozpoczęciem jakichkolwiek kroków dowiedzieć. Często w wyobraźni jej rysowały się straszliwe pieczary z zamkniętemi w nich szkieletami żywemi, o których opowiadała
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/131
Ta strona została przepisana.