Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/132

Ta strona została przepisana.

To-noj. — Ucieknę, a gdy dostanę się do ludzi, opowiem wszystko Szag-durowi!... Musi uwolnić To-noj!... — dowodziła sobie, gdy pełne niepokoju serce wyrzucało jej, że inne dziewczęta naraża. Wysoki mur, z niepalonej cegły, otaczający klasztor, ją nie przerażał. Pewna była, że znajdzie jakiś sposób przedostania się przezeń. Lecz wiadomości o drodze i okolicach, choćby bardzo powierzchowne, musiała zdobyć i dlatego wymyśliła naukę czytania świętych znaków tybetańskich.
— Ty ucz mię, matko, najpierw po mongolsku... — prosiła przeoryszy, która z wielką gorliwością zabrała się do nauczania.
— Poco po mongolsku? Co ci z tego? Czy będziesz urzędnikiem u ambania albo pomocnikiem kupca?... Najświętsze nasze księgi i najgłębsze tajemnice boskiej wiedzy spisane w znakach tan-gu!... Tybet jest siedzibą Wielkiego Ducha i szczytem świata!... — dowodziła gorliwie stara.
— Ależ ja nie umiem po tybetańsku! — broniła się Hania.
— To nic, my też nie umiemy, lecz dla skutecznej modlitwy niepotrzebne jest jej rozumienie. Dosyć spoglądać na święte znaki i powtarzać wiernie błogosławione dźwięki, a łaska Dobrotliwego spłynie na pobożnych!...
Poczęści, aby uśpić czujność przeoryszy, poczęści z nudów, Hanka nie przerywała wykładów. Jednocześnie wszakże próbowała dalej nawiązać poufalsze stosunki z unikającemi jej za-