konnicami, widocznie nastraszonemi losem To-noj. Obserwowała pilnie życie zakonne ze swego okna strzelniczego oraz w czasie codziennych przechadzek po ogrodzie i dziedzińcach klasztornych.
Zauważyła, że istnieje tam surowy podział hierarchiczny, że praca i wypoczynek, nawet pożywienie, nie są równomiernie dzielone, że są uprzywilejowani oraz poddani, jak wszędzie na świecie. Wśród tych ostatnich zauważyła kilka młodych dziewcząt o typie, przypominającym twarze „chałcha“.
Zdybawszy raz na ustroniu, w ogrodzie nowicjuszkę, również bardzo podobną do Tu-sziur, zapatrzoną tęsknie na szczyt muru, zagadała do niej śmiało:
— Skąd jesteś, siostro?... Z jakiego choszunu? Czy nie jesteś „chałcha“?...
— „Chałcha“ jestem!... — odszepnęła zmieszana dziewczyna, próbując uciec, ale Hanka schwyciła ją za rękę.
— Puść mię, chotun, boję się!
— Nie bój się! Niczego się nie bój!... Mieszkałam długo wśród „chałcha“. Znam Dordżijów... Oni są potężni!... Wyratują nas!... Tylko mi pomóż... Może chcesz się coś o nich dowiedzieć?!... Dawno tu jesteś?...
— Dawno, więcej niż dwadzieścia razy zmieniał się całkowicie księżyc... Nic nie wiem o swoich...
— Biedna. Jak się nazywasz?...
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/133
Ta strona została przepisana.