— Dalej, niż stąd do Urgi?...
— Nie, Urga blisko... Do Urgi tylko pięć dni drogi na dobrym koniu...
— Aha, zapomniałam... A w której to stronie?...
— Co? Dalaj Nor?...
— Nie... Urga!...
— Co ty mówisz?... Urga nie jest w żadnej stronie... lecz iść trzeba drogą wprost przed siebie, wtedy się trafi na wielką drogę, co prowadzi z Urgi do Ning-Sia... Tędy chodzą od nas do świętych klasztorów Tybetu. — To ty nie z Urgi? Nie od „Orosów“?
— Nie, ja z Kentaju...
— Z Kentaju?... To po drodze do nas... Ach, jakbym chciała choć na mgnienie oka spojrzeć, co się tam, u nas, w ułusach dzieje... ale nie można, nie puszczą... Nas wypuszczają za mur dopiero, kiedy się zestarzejemy... Muszę już iść!... — westchnęła i odeszła.
Bardzo powoli posuwała się Hanka w swoich wywiadach. Chwilami zdawało się jej, że nie wytrzyma gniotącej ją tęsknoty i niepokoju, że głowę o mur rozbije lub legnie i zamorzy się głodem.
— Wypuszczają nas za mur, kiedy się zestarzejemy!... — przychodziło jej na pamięć. I znowu widziała straszne postacie żywcem zamurowanych. Choćby nawet wydostała się na wolność, co pocznie sama w dzikim kraju, którego nie zna, pełnym włóczących się wszędzie ko-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/135
Ta strona została przepisana.