Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— Przedtem trzeba wysłać kogoś na wywiad... My do nich, czy oni do nas, wszystko jedno.... Chodzi o broń...
— Umiesz strzelać?...
— Zabiłam tygrysa!... — powiedziała Hanka, błyskając oczami.
Mongołka odsunęła się od niej.
— Om-Mani-Phadme-Chum!...
— Więc poślesz jutro?...
— Poślę... Wszystko stanie się według twej woli, pani!... Każesz, zostaniemy tu, każesz — pójdziemy do Urgi — albo uciekniemy w góry!...
— Więc dobrze: jutro wyślesz po broń kilka sióstr... Niech przywiozą broń i prochu, ile uradzi koń!...
Stara kiwnęła głową, wznosząc do góry pięść z wyciągniętym palcem i pobożnie wycofała się tyłem za drzwi...
Nazajutrz zawrzało w klasztorze; przyleciało na koniach spienionych kilku jeźdźców mongolskich i przywieźli wieści, że „czerwone djabły“ już idą na Urgę, że „Świątobliwy“ uciekł w góry, że w mieście popłoch, że obronę stolicy polecono Dordżi Nojonowi, który ściąga najlepsze pułki Chałchasów i ludzi Sain-nojona, ale, że nie mają ducha, bo nie mają amunicji...
— Skąd te wieści?... — dopytywała się Hania.
— Przybył jakiś lama czcigodny zdaleka, mówią, że z samej Lhassy i on opowiada... Mają tu być niedługo wraz z naszym przeorem z Cho-chun...