Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/140

Ta strona została przepisana.

którym ukryć musimy wszystkie nasze skarby, a przedewszystkiem nasz skarb największy, Ciebie, o Świątobliwa!...
— Po co się mam ukrywać?... Jeżeli to są Mongołowie, to wiedzą, że miłuję ich i nic mi od nich nie grozi!... Jeżeli to są „orosi“, tem mniej lękać się ich potrzebuję! — broniła się Hanka.
— Są rozmaici „orosi“: są biali, są czerwoni?... Czyż wszystko ci jedno, kto przyjdzie?... — spytał nagle tybetańczyk, nie spuszczając na chwilę oczów z pobladłej od wzruszenia twarzyczki Hanki.
— Skądby mogli się tu wziąć „czerwoni“, skoro wojska Świątobliwego nie są rozbite... Słyszałam, że Dziań-dziuń Ungern jest w przyjaźni z Białymi...
— Ench! — mruknął tybetańczyk i już nie wtrącał się więcej do rozmowy, którą przeor wprowadził nagle na religijne tory. Przedewszystkiem wzniósł ręce i modlił się:
— O Bohdi Satwy dziesięciu stron świata, wysłuchajcie moich błagań pokornych!... Jestem tylko zakonnikiem i jedyne moje pragnienie poświęcić się dla szczęścia żyjących... Ciało i duszę składam w ofierze cnocie i przysięgam, że celem moim błogostan świata!...
— Ench!... — przytaknął tybetańczyk, dotykając dłonią czoła i chyląc się ku ziemi.
— Ty jesteś naczyniem błogości świata, o Darichu! Tron twój i królestwo twoje ponad śniegami! Om!... Sambhara Sammaha jaba hum!... Dla-