— Co tu robisz, To-noj?...
— Jestem tu już od tygodnia, od rozmowy z tobą, Świątobliwa!...
— Zamurowana?...
— Zamurowana!...
Ostatnie głazy z łoskotem zatoczyły się i opadły na otwór. Wkrótce głosy i kroki nazewnątrz przycichły i oddaliły się.
Hania bezsilnie opuściła się na łoże z suchych liści, ale trwało to krótko, natychmiast zerwała się i podeszła do wyjścia. Zasłaniały go ogromne, kanciaste i niezmiernie ciężkie głazy, widniały jednak między niemi jasne szczelinki powietrza. Hania każdy z kolei próbowała rękami i z radością przekonała się, że niektóre z nich ruszają się.
— Co chcesz robić? — pytała To-noj, chwytając ją za rąbek sukni.
— Chcę wyjść stąd!...
— Zabiją, zabiją!... Ulituj się, Świątobliwa!... — jęknęła Mongołka.