Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/148

Ta strona została przepisana.

nas to nie dotyczy, bo my jesteśmy... na dnie!... Czasem dobrze jest być na dnie...
— Jednak nieszczęście tamtych i nas dotknie... Co poczniemy, jeżeli przestaną nam dostarczać pokarmu...
— Pomrzemy!... — odpowiedziała cicho Mongołka. — Już zdarzało się... w czasie wojny, kiedy klasztor rozpraszał się — że umierali!...
— Dużo ich?...
— Mówiono, że teraz jest dziesięciu... Ale oni... dobrowolnie. W rodzinach pobożnych, dla przebłagania bogów i demonów, dla ukrócenia nieszczęść rodzinnych, albo zarazy na ludzi czy bydło, przeznaczają zwykle jednego syna... Kiedy jest jeszcze małym chłopcem, „mandżik“, zamykają go poraz pierwszy, aby przyzwyczaił się... Po trzech latach wypuszczają i mieszka wśród świata czas jakiś... Poczem zamykają go znowu na lat pięć... Za trzecim razem, jeżeli się zgodzi, zamykają go z wielką uroczystością i nabożeństwem już na całe życie... Zwykle zgadzają się, bo jak się nie zgodzą, potępienie i niesława ich czeka... Nawet rodzice wypierają się ich i nigdzie nie dostaną ani pracy, ani jałmużny... A jeżeli się zgodzą — wielka łaska i odkupienie... do dziesięciu tysięcy wcieleń... spada na rodzinę, na wieś, na ród, na cały kraj... — Jakże więc mogą się nie zgodzić?... Ja jestem sama, jestem sierota podjęta w polu przez mnichów, nawet nie mam kraju... Nie mam za kogo cierpieć, ale ty, ty jesteś bogata i wszystko miałaś... Ty jesteś wie-