— Kto ją zna?... Byleby była... blondynka! Właśnie mam taką. Nabyłem ją od mandżurskich chunchuzów, dla innych wprawdzie celów, ale... to się da pogodzić!... — uśmiechnął się Wołkow.
Baron podniósł głowę.
— Co?... — Angielka porwana z jakiejś tam misji... Dość młoda i wcale ładna... Możeby ją, ekscelencja, zechciał... obejrzeć?
Na szarą twarz barona wypłynęły ceglaste rumieńce.
— Jakże tak?... — Obejrzelibyśmy... ją... z bliska i gdyby... odpowiadała warunkom, odesłalibyśmy ją Bogdo Gegenowi!... W każdym razie zabawilibyśmy się... Ekscelencja potrzebuje gwałtownie rozrywki... Dawno to czuję...
Ceglaste rumieńce rozpływały się baronowi na czoło i szyję.
— Nie chcę zabójstwa!... — mruknął ochryple.
— I ja nie chcę. Wtedy stało się nieszczęście, przeliczyłem się z jej siłami... Mam cudowny pomysł zapożyczony z chińskich obrazków i zupełnie... bezpieczny!
— Angielki są dumne. Strzeż się!
— Tem będzie słodziej! Taka zemsta nad wrogiem Rosji i Niemiec... O jedenastej wszystko będzie gotowe. Może ekscelencja znajdzie chwilkę czasu... Czy mogę odejść?...
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/157
Ta strona została przepisana.