— Rozumie się... o ile zastanę was, bo powiadają, że niedługo kwatera główna zostanie przeniesiona na północ nad jezioro Kobdo. Samoloty ma ze sobą sztab zabrać...
Domicki zamienił z Korczakiem szybkie spojrzenie.
— Nie wiem, czy to się da zrobić. — Samoloty nie gotowe. Maszyny stare, ledwie nam służą do ćwiczeń... Japończycy nowych jakoś nie przysyłają... — zauważył spokojnie Domicki.
— Ja nic nie wiem. Powtarzam tylko, co słyszałem... Ale tak mi się widzi, że wojna jest bliższa, niż przypuszczają... Bolszewicy zebrali duże siły nad Argunią i Amurem... W wielu miejscach z armat ostrzeliwują nasze transporty z bronią i amunicją... Może dlatego Japończycy nie dostarczyli naszym... To długo nie może potrwać... Cała rzecz w tem, gdzie Dziań-dziuń postanowi uderzyć: przez Czytę na Amur, czy na Irkuck... Bo i tu, i tam posyła wojsko, a dużo go nie mamy... Sądząc z tego, że sztab ma iść do Kobdo, wypada, że uderzy na Irkuck... Ale, licho go wie! Taki chytry! Może się tylko maskuje... Strasznie mądra na wojnie sztuka!... — dowodził z zapałem Szag-dur, wypijając niepostrzeżenie szósty kubek herbaty.
Gdy odjeżdżał, przyjaciele odprowadzili go do granicy lotniczego pola. Uścisnął im z konia ręce i ruszył galopem.
— Do żadnej Geril-tu Chanum, ani gdziekolwiek indziej!... Dosyć tego. Uciekniemy tegoż
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/166
Ta strona została przepisana.