Lama chwilkę się wahał, poczem odrzucił precz drąg, który z łoskotem potoczył się i przewalił przez krawędź tak głębokiej przepaści, że dopiero po kilku mgnieniach oka usłyszeli, jak głucho uderzył o dno. Wtedy Hanka ujęła Tonoj za drugie ramię i wypchnęła przed sobą nazewnątrz. Lama odstąpił krok w tył, a potem rzucił się ku dziewczynie, rychło wszakże puścił ją z przekleństwem:
— Oszustko! Brudna żebraczko!... Precz!
Hanka tymczasem już się wyślizgnęła na zewnątrz i stała przylepiona do skały, rozglądając się bacznie wokoło oczami dawnego myśliwca. Mały taras przed ich pieczarą błyszczał od śniegu, błyszczała również biało i szklisto nikła drożyna, prowadząca nadół wąskim skalnym gzymsem. Droga była bardzo niebezpieczna, a drab mocno podejrzany...
— Byle nadół, byle się dostać nadół!... migało w kotłujących się myślach dziewczyny.
Lama stał nieruchomo i pożerał ją oczyma.
— Droga trudna, pójdziesz naprzód, my pójdziemy za tobą... — powiedziała rozkazująco Hanka.
— Nie, ona nie pójdzie!... — odpowiedział, wskazując na To-noj.
Ta znowu próbowała się wyrwać i cofnąć, lecz Hanka już znowu schwyciła ją mocno za rękę. — Lama zauważył ten ruch, porwał dziewczynę za brzeg kożucha i próbował uwolnić z rąk Hanki. Zaczęli się szamotać.
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/179
Ta strona została przepisana.