— Ulituj się!... Nie pozbawiaj życia świętego ojca, zanim nie wysłuchasz nas — zaczęła przeorysza. — Istotnie była „złotowłosa“, chcieliśmy ją uchronić od bezecnych rąk „orosów“ i schowaliśmy ją w świętej kryjówce, zawaliliśmy wejście olbrzymiemi głazami, a za służebnicę jej daliśmy tę, ot, nieszczęsną To-noj... I oto leży zabita a obok nieznany nam przybysz z dalekich krajów... Co wiedzieć możemy my, nieuczone, słabe kobiety o potęgach nadziemskich? Skąd wiedzieć możemy, gdzie teraz jest Darichu, rażąca ludzi śmiercią i przesiewająca ciało swoje i ludzkie przez skały jak przez trzcinowe sito?...
— Gdzieżeście ją zamknęli, prowadźcie mię!... — już łagodniej odezwał się Szag-dur.
— Poprowadzę cię, ale każ zdjąć sznur z mej szyji, gdyż droga jest ciężka... — prosił przeor.
Szag-dur zgodził się i zaczęli wdzierać się po stromej ścieżce na górę. Szag-dur szedł pierwszy i natychmiast uwagę jego zwróciły ślady nóg na świeżym śniegu.
— Tu w górę poszedł mężczyzna a z góry wróciła kobieta!... Co to jest?... — wyrzekł, przysiadając nad bardziej wyraźnemi śladami.
— Tak, tu przeszedł mężczyzna, a wróciła kobieta i to niedawno!... — potwierdził, idący za nim przyboczny żołnierz.
Kiedy znaleźli się na galerji „Żywcem pogrzebionych“ i zobaczyli odwalone kamienie i otwartą jaskinię, przeor upadł na kolana i, bijąc czołem o ziemię wyjęczał:
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/183
Ta strona została przepisana.