— Szag-dur!... Wstrzymajcie się!... — krzyknęli naraz Korczak, Domicki i Maciej.
Więźniowie wstrzymali się i cofnęli, nie wypuszczając jednak z rąk belki. Drzwi z trudem i zgrzytem otwarły się. Na progu ukazał się Szag-dur, a za nim Biełkin i kilku uzbrojonych w karabiny Mongołów.
— Jesteście wolni!... Chodźcie!... — zwrócił się do Domickiego, Korczaka i Macieja.
— A my?... — krzyknęli kupiec, „komunista“ i jeszcze kilku.
— Wy polityczni?...
— Tak.
— Panie Biełkin, sprawdzić listy i wypuścić dziś jeszcze wszystkich politycznych. A wy oddajcie belkę i uspokójcie się... Jedzenie wam natychmiast dostarczą, sprawy wasze zostaną rozpatrzone... Wołkowa niema... Ja tu teraz rządzę!... — zwrócił się do reszty.
— Szan-go! Fajeczka... mało — mało... opium!... — uśmiechnął się jeden ze szkieletów. Szag-dur zawahał się, poczem wyjął srebrną monetę i rzucił im. Więźniowie oddali żołnierzom belkę. Domicki, Korczak i Maciej wyszli; drzwi więzienia znowu się z chrzęstem zawarły.