— Co to wszystko znaczy?...
— Skąd te zmiany?
— Gdzie Hania?... Czy u Geriltu Chanum?... — pytali jeden przez drugiego przyjaciele Szag-dura, gdy szedł z nimi piechotą od więzienia, a żołnierz prowadził za nim wierzchowca.
— Geriltu Chanum?... To wy nie wiecie, że Dordżi Nojon stracony?...
— Stracony?... Co ty mówisz?!...
— My nic nie wiemy!... Nic a nic!... Stracony i za cóż to?... — pytali zdławionemi głosami.
— Nikczemnik Wołkow!... A swoją drogą wuj był nieostrożny. — Opowiem wszystko. — Poprostu w głowie mi się mąci taki nawał wypadków... I dużo stało się, kiedy byłem w drodze...
— Musisz nam opowiedzieć wszystko... Rany boskie!... Niecały miesiąc!?...
— Ale przedtem niech nas pan prowadzi do panienki!... — mruczał Maciek.
— Istotnie!... Gdzie ona?
— U was, na lotnisku.
— A Filipow?