— Dlaczego pani nie zapaliła światła? — spytał nagle głosem uprzejmym.
Dłuższy czas nikt mu nie odpowiadał; wreszcie w oddali zaszemrał cicho głos kobiecy:
— Nie wiedziałam, że jest!...
— Ależ tak! Nawet elektryczne! — odrzekł wesoło, znikając za progiem.
Baron utkwił posępne spojrzenie w fałdy zasłony, poza którą rozbłysła seledynowa łuna.
— Widzi pani — przekładał miodowo głos Wołkowa. — Zupełnie niepotrzebnie pani męczyła się...
— Wszystko jedno!... Wszak zaraz mam umrzeć... Dobrze, dobrze!... Ale pamiętajcie, że mnie pomszczą, pomszczą... — odszepnął głucho głos kobiecy.
— Skąd taka pewność, że pani zaraz umrze?... Ja o tem nie wiem!... Następnie: któż to ma być ten mściciel? Jeżeli narzeczony, to pani bardzo się myli, — dawno go już niema!... Wysłaliśmy do niego tę kartkę, co ją pani dała dozorcy... On przybył posłusznie... My go „cap“!... Wbiliśmy go na pal... i... po kłopocie!...
— Łotry, łotry!... zajęczała kobieta... — Nie wierzę, umyślnie mówicie, żeby mię dręczyć!...
— „Łotry“ i „nie wierzę“!... Gdzież tu logika?... Och, kobiety, kobiety!... Przypuśćmy zresztą, że tym razem nie jesteśmy łotrami, nie wbiliśmy go na pal, na co on zupełnie zasłużył, lecz że on bohatersko zabił znowu jednego z na-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/24
Ta strona została przepisana.