szych... Co z tego?... Czy sytuacja pani przez to polepsza się?!... Bynajmniej!... Przeciwnie, mamy więcej jeszcze powodów trzymać panią... Niech więc pani lepiej porzuci dąsy i spojrzy na rzeczy trzeźwo... Albo dobry pani znajomy, pan Włodzimierz Kalenkin, nie żyje, więc mu już nic nie zaszkodzi, albo żyje, to znaczy nie jest w naszych rękach... W obu wypadkach może pani bez najmniejszych wyrzutów sumienia powiedzieć nam o nim całą prawdę...
— Kiedy ja nic nie wiem!... Nie pojmuję nawet, czego ode mnie chcecie!... Nie rozumiem, jak to się stało?... Trzymaliśmy się zupełnie nauboczu, unikaliśmy nawet pozorów... — tłumaczyła się gorączkowo i bezładnie kobieta.
— Właśnie, właśnie!... I to was zdradziło... Oho, my na wszystko mamy oko!... A co znaczy ten szyfr, który znaleźliśmy wszyty w rąbek stanika pani?...
— Nie wiem nic, nie mam pojęcia!... Ubranie było nie moje, pożyczyłam je od koleżanki... Mówiłam już...
— Od tej, która uciekła!... Właśnie!... Ja też pani już mówiłem, że ona była bolszewicką ajentką i kierowała tutaj wywiadem...
— Nie wiem, może była, może kierowała... Cóż to ma do mnie!?... Ja tego nie robiłam... Tyle mej winy, że z nią mieszkałam... Nie domyślałam się nawet... Dopiero od panów dowiedziałam się po aresztowaniu... Włodzimierz to sa-
Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/25
Ta strona została przepisana.